sobota, 27 kwietnia 2013

Sixty Two.



Justin’s POV

Zmiąłem papier w zaciśniętej pięści, a wszystkie kolory odpłynęły z mojej twarzy.
Zupełnie nie wierzyłem w to, co się stało.
Odwróciłem się na pięcie i wszedłem do domu totalnie oszołomiony. Nie wiedząc co zrobić, czy powiedzieć, pozwoliłem mojej frustracji wyjść na wierzch.
- Bruce, John, Marco, Marcus, do mnie! – warknąłem, a oni już po sekundzie pojawili się w salonie, zaciekawieni.
- Co się stało? Coś nie tak? – spytał Bruce, robiąc krok w moją stronę i próbując wyczytać cokolwiek z mojej miny. – Kto zginął?
Wskazałem ręką na drzwi.
- Może zobaczycie sami? – mruknąłem, wsuwając dłonie do kieszeni.
Bruce uniósł brwi i ruszył we wskazaną stronę, a reszta chłopców poszła za nim. Kiedy tylko tam dotarli, automatycznie zastygli na widok ciała Kayli.
- Co kurwa? – zapytał. – Kto to do cholery zrobił?
- Kayla… - powiedział Marco, całkowicie zszokowany tym, co zobaczył.
- To nie wszystko – podszedłem do nich, wyciągając z kieszeni kartkę papieru, którą wcześniej zgniotłem.
Bruce popatrzył na mnie, a potem na skrawek papieru.
- Twoja dziewczyna jest następna – przeczytał głośno i podniósł na mnie wzrok. – Kto to zrobił?
Wzruszyłem ramionami.
- Nie mam pojęcia – zabrałem kartkę i przekazałem ją Johnowi. – Rozmawiałem z Kelsey przez telefon, kiedy usłyszałem dzwonek. Nikt z was nie otworzył więc podszedłem do drzwi. Byłem zdziwiony, że nikogo nie było na zewnątrz, ale wtedy zobaczyłem Kaylę. Nie spodziewałem się jednak, że będzie martwa i że ktoś będzie groził Kelsey. Znowu. Najwyraźniej ktoś chce tutaj zginąć.
- To jest jakieś gówno – syknął John, potrząsając głową. – Czy w ogóle mamy kiedykolwiek szansę na przerwę? – oddając papier, podszedł do Bruca i spojrzał w dół na ciało. – To znaczy.. ze wszystkich, których mogli.. zabili akurat Kaylę?
- Chcieli nam przekazać wiadomość – mruknąłem. – Ktokolwiek to zrobił.. chciał nam pokazać.. że z łatwością może zranić każdego wokół nas. Łącznie z Kelsey.
- To niedorzeczne – Bruce wydał z siebie sfrustrowane westchnięcie, przebiegając dłonią po włosach. – Kto miałby czelność wyciągać teraz to gówno?
- Ktoś, kto najwyraźniej chce umrzeć powolną i okrutną śmiercią – odpowiedziałem.
Co innego, kiedy wiadomo, kto to zrobił, a co innego, kiedy nie ma się o tym pojęcia.
Marco wyrzucił za siebie kartkę i podszedł do nas.
- Co mamy zamiar z nią zrobić? – wskazał na Kaylę i popatrzył na nas.
Wzruszyłem ramionami.
- Na pewno nie możemy jej tu zostawić, bo zaczyna śmierdzieć – skrzywiłem się. – Proponuję wrzucenie jej ciała do rzeki, ale tym razem, zrobimy to tak, jak trzeba – popatrzyłem na nich znacząco.
Marcus wywrócił oczami.
- Znowu. To nie była nasza wina.
- Nie obchodzi mnie to – warknąłem. – Po prostu pomóżcie mi wsadzić jej ciało do torby. John, przygotuj samochód. Musimy to załatwić od razu, zanim zacznie się robić podejrzanie.
- On ma rację. Nie mamy całego dnia – powiedział Bruce, znikając nam z pola widzenia.
Kiedy wrócił, razem z Marcusem unieśliśmy jej ciało i wsunęliśmy je do torby, dokładnie zamykając. Otworzyliśmy bagażnik i ostrożnie je do niego wsunęliśmy, po czym zajęliśmy miejsce w aucie.
 Po kilku minutach dojechaliśmy nad rzekę. Zważając na fakt, że dochodziła północ, mieliśmy pewność, że wokół nikogo nie będzie.
Zaparkowaliśmy kawałek od niej, po czym otworzyliśmy bagażnik i wyciągnęliśmy z niego ciało, kierując się w stronę mostu.
- Policzymy do trzech, a potem wrzucamy, dobra? – popatrzyłem na nich, a ci skinęli zgodnie głowami. – Okej.. gotowi? – zatrzymałem się i oblizałem usta. – Raz.. dwa…trzy!
Obserwowaliśmy torbę, która z głośnym pluskiem zanurzyła się w wodzie, po czym opadła na dno.
- Chodźmy – otarłem dłonie w spodnie.
Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w drogę powrotną.
- Cóż, to było łatwe – zachichotał Marco.
- Cieszę się, że mamy to już za sobą. Ostatnie czego potrzebujemy, to żebyśmy zostali przez to wezwani na komisariat. I tak już dużo na nas mają, nie potrzebujemy, żeby grzebali jeszcze głębiej.
John wjechał w kolejną ulicę i już po chwili znaleźliśmy się w domu.
- A teraz, skoro już się tym zajęliśmy – Bruce zajął miejsce na kanapie. – Przejdźmy do rzeczy. Kto mógłby to zrobić?
- Jestem pewien, że to ten sukinsyn McCann.. Przysięgam, że..
Bruce potrząsnął głową.
- To nie on. Ten dzieciak wyjechał do Vegas tydzień temu. Nie miałby powodu, żeby to zrobić – ściągnął usta i zwęził oczy, myśląc nad czymś.
- Pozbyliśmy się Delgado i jego grupy – zauważył Marcus. – Oprócz niego, nie ma właściwie nikogo kto chciałby z nami zadrzeć.
- Czy to jakaś chora gra umysłów? – spytał Bruce. – Jeśli to nikt z osób, które wymieniliśmy, to kto?
Zanim ktokolwiek zdążył mu odpowiedzieć, mój telefon zadzwonił.
- Przysięgam na Boga Justin; Jeśli to twoja dziewczyna, nie odbieraj. Jeśli jest w niebezpieczeństwie i to wcale nie jest żart, to musimy się upewnić, że jest bezpieczna.
Wysunąłem telefon i spojrzałem na ekran, na którym pojawił się nieznany numer.
- To nie Kelsey.
- Więc kto?
- Nie wiem – unosząc brwi, przejechałem kciukiem, odblokowując go. – Halo?
- Bieber – powiedział ktoś po drugiej stronie. – Dostałeś mój mały prezent?
- Kto mówi? – spytałem, ściskając swoją komórkę, a mój żołądek wykręcił się nieprzyjemnie.
- Oh, jestem pewien, że dobrze wiesz – odpowiedział szorstko. – Trochę wstyd, wiesz o tym? Kayla była piękną dziewczyną. Do dupy, że musiałem ją zabić.
- Kto. Mówi? – powtórzyłem.
Ignorując mnie, kontynuował swoją wypowiedź.
- Była zadziorna.. trochę przypominała twoją dziewczynę. Nie chciała dać mi żadnych informacji. To twoja wina.
- Przejdź do rzeczy! – warknąłem. – Miej jaja i powiedz mi, kim jesteś.
- Pamiętaj o tym, Bieber, że nic takiego by się nie stało, gdybyś nie wtykał nosa w nie swoje sprawy – syknął. – Ale ty miałeś czelność przyjść i wysadzić mój dom.
Kolory odpłynęły mi z twarzy, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, kto to był.
- Luke.
Bruce podniósł głowę zaalarmowany i popatrzył na mnie.
- Ding, ding, ding – powiedział sarkastycznie. – Mamy zwycięzcę! Jestem zdziwiony, że nie domyśliłeś się już na początku. Czyżbyś tracił wyczucie, Bieber?
- Myślałem, że jesteś martwy – syknąłem, przez zaciśnięte zęby.
- To pomyśl jeszcze raz – zaśmiał się. – Kiedy usłyszałem strzały wiedziałem, że to ty. Zdążyłem uciec, zanim daliście radę mnie chociażby dotknąć. Wiesz, na kogoś kto zajmuje się tym już tyle czasu, jesteś w tym do dupy.
- Zamknij się – warknąłem.
- Komuś tutaj chyba przykro, że przegrał.
- Niczego nie przegrałem – syknąłem. – W zasadzie, to dopiero początek. To, co stało się tamtej nocy to nic w porównaniu z tym, co dopiero nadchodzi.
- Może zechciałbyś się podzielić?
- Sprawię, że będziesz leżał na podłodze i błagał o przebaczenie – warknąłem, zaciskając pięści. – Upewnię się, że doświadczysz wszystkiego, przez co mnie przeciągnąłeś. Nie obchodzi mnie, że zabiłeś Kaylę ale grożenie mojej dziewczynie? Znowu? Przekroczyłeś linię, którą wyznaczyłem.
- Trzęsę się ze strachu – parsknął śmiechem.
- Wydajesz się taki pewny siebie… ale gdybyś był mądry, opuściłbyś to miasto już dawno temu. Nie bierz tego do siebie, Delgado, ale jestem gotowy pozbyć się twojej żałosnej dupy raz na zawsze.
- Wytrzymałem wszystko, co dla mnie przygotowałeś, Bieber. Dlaczego sądzisz, że teraz miałoby być inaczej?
- Oboje wiemy, że jeśli przychodzi co do czego, jesteś dla mnie niczym. Najwyższy czas żebyś przekonał się, dlaczego nie było warto ze mną zadzierać – oblizałem usta i popatrzyłem na ścianę przed sobą. – Wzięciem mojej dziewczyny, zranieniem jej i publicznym grożeniem jej bronią wykopałeś sobie grób – zacisnąłem zęby czując, jak kłębiąca się we mnie od kilku miesięcy irytacja próbuje wyjść na zewnątrz. – Skończyłem z tym gównem. Tym razem? Załatwimy to raz na zawsze. Twarzą w twarz z tobą i naszą ekipą. Zobaczymy, kto wygra.
- Naprawdę chcesz zaryzykować swoje życie, Bieber? Odnoszę wrażenie, że twoja dziewczyna nie byłaby zadowolona widząc twoje martwe ciało.
- Jedyną osobą, która skończy martwa jesteś ty, Delgado – odpowiedziałem.
- Dobra. Jutro. O północy to załatwimy. Wyczyść swój tron, Bieber, bo zasiądę na nim kiedy tylko cię z niego zrzucę.
- Będziesz martwy zanim zdążysz sobie na to zasłużyć – zaśmiałem się.
- Jeszcze się przekonamy.
- Na pewno.
- Nie zapomnij pocałować swojej dziewczyny na pożegnanie, bo zanim się zorientujesz będziesz siedział we własnym grobie, siedem stóp pod ziemią, a ja będę się nią zajmować.
Moja szczęka drgnęła.
- A najzabawniejsze jest to, że nie będziesz w stanie mnie przed tym powstrzymać. Lepiej trzymaj swoją dziewczynę pod kluczem. Nie tylko ciebie obserwuję, Bieber, ale twoją małą sukę również – na chwilę po drugiej stronie zapadła cisza. – Dobrze wygląda mając na sobie szorty.
Zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, rozłączył się.
- Pieprzony skurwiel! – krzyknąłem, rzucając telefonem przez pokój, który odbił się od ściany i upadł na podłogę z głośnym hukiem.
Moja twarz zaczęła robić się gorąca w furii, a moje dłonie zaczęły się pocić.
Gdyby wzrok mógł zabijać, wszyscy w tym pokoju byliby już martwi.
Między nami zapadła cisza, bo chłopcy nie mieli pojęcia co powiedzieć czy zrobić.
- Co powiedział? – Bruce zdecydował się to przerwać.
Oblizałem usta, przebiegając dłonią po włosach.
- Zabiję go. Powalę na ziemię i będę bił, dopóki nie przestanie oddychać.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – powiedział, ale byłem zbyt rozkojarzony żeby normalnie o tym myśleć.
- Muszę sprawdzić czy wszystko u niej w porządku – oznajmiłem nagle, zakładając kurtkę i podchodząc do rozbitego telefonu.
- U kogo?
- Kelsey – odpowiedziałem, wsuwając komórkę do kieszeni.
- Zaczekaj – Bruce złapał mnie za ramię. – Co on powiedział? Nie rób nic głupiego, Justin.
- On ją obserwuje. Ten dupek wie, co ma na sobie – odsunąłem jego rękę i otworzyłem drzwi.
- Skąd do cholery wiesz, że mówił prawdę? – Bruce wyrzucił dłonie w powietrze obserwując, jak odblokowałem samochód. – On po prostu próbuje cię zdenerwować!
- Tak? Więc odwalił dobrą robotę – otworzyłem drzwi od strony kierowcy. – Muszę się upewnić, że wszystko jest w porządku.
- To do niej zadzwoń! Mamy tutaj parę spraw na głowie, Bieber – warknął Bruce, chcąc żebym wrócił do domu.
Potrząsnąłem głową.
- To nie to samo, Bruce. Muszę się przekonać na własne oczy. Nie czekajcie; wrócę, zanim się zorientujecie – wślizgnąłem się do środka, zapinając pas i wjeżdżając na drogę.
Uważnie wpatrując się w ulicę, mocno zacisnąłem dłonie na kierownicy. Przez głowę przebiegało mi mnóstwo myśli.
Nagle zorientowałem się, że powinienem zadzwonić do Kelsey i uprzedzić ją, że do niej jadę. Wysunąłem telefon i wybrałem jej numer.
- Halo?
- Skarbie, jesteś w domu? – spytałem.
- Tak, dlaczego pytasz? Wszystko dobrze? Wcześniej się rozłączyłeś.. Wydawało się, że…
- Wszystko w porządku. Posłuchaj, jadę do ciebie, dobrze? – pospieszyłem ją, chcąc przejść już do rzeczy.
- Co?
- Powiedziałem, że do ciebie jadę – powtórzyłem. – Otwórz okno.
- Wiesz, że możesz wejść normalnie drzwiami? – spytała, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Nie chcę, żeby twoi rodzice o tym wiedzieli – skręcając w następną ulicę, przełożyłem telefon do drugiego ucha.
- O-O..kej? Kiedy będziesz?
- Teraz – wziąłem głęboki oddech. – Zaraz będę.
- Dobrze, otworzę okno.
- Do zobaczenia za chwilę – powiedziałem, przygryzając wnętrze policzka. – Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Rozłączyłem się i odłożyłem telefon, łapiąc za kierownicę obiema rękami.
Zaparkowałem kilka domów od jej i wyszedłem z auta, zamykając je za sobą na klucz. Pobiegłem w stronę jej domu, już z daleka widząc, że drabina była tam, gdzie ją ustawiłem a Kelsey posłuchała mnie i zostawiła okno otwarte. Wspiąłem się po drabinie i przerzuciłem obie nogi na drugą stronę parapetu.
Poczułem ścisk żołądka widząc Kelsey wychodzącą z łazienki, ubraną w t-shirt i szorty. Przełknąłem głośno ślinę, przypominając sobie to, co powiedział Luke.
Dobrze wygląda mając na sobie szorty.
- Hej – uśmiechnęła się, układając włosy w luźnego koka.
Stałem tam czując, że wszystko wokół nas znika i zostajemy tylko ja i ona. Moje stopy były dosłownie przyklejone do podłogi.
Zaschło mi w gardle a mój żołądek wywrócił się boleśnie.
Kelsey uniosła brwi.
- Justin? – zrobiła krok w moją stronę. – Wszystko w porządku?
Nie poruszyłem się, ani nawet nie oddychałem. Jedyne o czym mogłem myśleć, to o tym, że Luke mógł w każdej chwili się tutaj pojawić i zabrać ją ode mnie.
Potrząsnąłem głową. Myśl, że mógłby położyć na niej swoje łapy doprowadzała mnie do szaleństwa.
Oblizałem usta i podszedłem do niej, obejmując jej twarz dłońmi i składając na jej ustach pocałunek. Przycisnąłem ją do bliżej do siebie, lekko przygryzając jej dolną wargę.
- Justin – sapnęła Kelsey, zupełnie pozbawiona oddechu. – Co ci się stało?
Potrząsnąłem głową nie chcąc się odzywać ani słowem, po czym znów pochyliłem się w jej stronę, ale ona położyła dłoń na mojej klatce piersiowej powstrzymując mnie.
- Co? – warknąłem.
Kelsey uniosła wysoko brwi i cofnęła się ode mnie.
- O co chodzi?
- O nic, Kelsey – westchnąłem, przebiegając dłonią po włosach. – Jestem zwyczajnie sfrustrowany, okej?
- Dlaczego?
- Bo tak! Wszystko nagle zwala mi się na głowę, a ja po prostu potrzebuję przerwy – mruknąłem, wlepiając wzrok w podłogę.
Prawdopodobnie brzmiałem teraz okropnie, ale mnie to nie obchodziło. Jedyne czego chciałem, to żeby to gówno w końcu dobiegło końca i żeby było już po wszystkim.
Zamknąłem oczy pod delikatnym dotykiem dłoni Kelsey na moim policzku.
- Musisz przestać się tak bardzo stresować – szepnęła, przybliżając się do mnie, a ja objąłem ją ramionami w biodrach.
- Łatwiej jest powiedzieć, niż zrobić, skarbie – westchnąłem.
- Nie dowiesz się dopóki nie spróbujesz – pocałowała mnie w podbródek i spojrzała na mnie. – Wiem, że coś cię męczy. Możesz mi powiedzieć o co chodzi.
Oblizałem usta zastanawiając się, czy powinienem jej powiedzieć o Luku ale ostatecznie zdecydowałem, że to nie najlepszy pomysł. I tak miała dużo na głowie. Nie chciałem jej dodatkowo martwić. Potrząsnąłem głową i pocałowałem ją, zanim się odsunąłem.
- To nic, skarbie. Po prostu jestem zmęczony, to wszystko – mruknąłem.
- Okej – uśmiechnęła się lekko. – W takim razie dlaczego nie odpoczniesz? – wskazała na swoje łóżko.
Złapałem ją za rękę i pociągnąłem w jego stronę. Kelsey położyła głowę na mojej klatce piersiowej, a ja objąłem ją ramionami.
Komfortowa cisza zapadła wokół nas i żadne z nas nie miało zamiaru jej przerwać. Kelsey odetchnęła głęboko, rysując palcem kółka na wnętrzu mojej lewej dłoni.
Obserwowałem ją, przypatrując się jej naturalnie zaróżowionym policzkom i długim rzęsom. Była piękna, nawet jeśli ubrana była w zwyczajny t-shirt i szorty. Była naturalnie ładna.
Bawiąc się kosmykami włosów, które wypadły jej z koka, westchnąłem lekko.
- Jesteś piękna, wiesz o tym, prawda? – mruknąłem jej do ucha.
Uśmiech pojawił się na jej ustach, zanim schowała twarz w moich ramionach.
Zaśmiałem się, unosząc jej podbródek kciukiem.
- Zawsze się wstydzisz, kiedy mówię ci jakiś komplement.
- To dlatego, że ty…. To ty.
Zachichotałem.
- Powinnaś być już do tego przyzwyczajona – przejechałem palcem po jej twarzy i wzdłuż szyi, po czym pochyliłem się, żeby ją pocałować.
Oddając pocałunek, Kelsey wplotła rękę w moje włosy, lekko przygryzając moją wargę.
- Cholera, Kelsey – warknąłem, przyciągając ją bliżej do siebie.
Chciałem, żeby pomogła mi zapomnieć o Luku. Pragnąłem, żeby czuła się lepiej.
Łapiąc za koniec jej koszulki, przeciągnąłem jej ją przez głowę i złączyłem nasze usta.
- Kocham cię – mruknąłem.
- Ja ciebie też – szepnęła, przyciągając mnie do siebie bliżej.
Zanim się zorientowaliśmy, zostaliśmy zupełnie pozbawieni ubrań, oddzieleni od siebie jedynie cienką warstwą materiału.
- Gdzie są twoi rodzice? – szepnąłem, składając pocałunek w miejscu pod jej uchem.
- Śpią – wzięła głęboki oddech, obejmując mnie, a ja chciałem pokazać jej, jak bardzo ją kocham.

* * *

Słyszałem delikatny oddech Kelsey, kiedy ostrożnie bawiłem się jej włosami. Jej nagie ciało było przyciśnięte do mojego, a nasze nogi były splecione razem. Wziąłem głęboki oddech, przypominając sobie kilka ostatnich nocy.
Wszystko wydawało się być jedną, wielką plamą. Mój mózg nie był w stanie przetrawić informacji, że moje życie stało się nigdy nie kończącą się operą mydlaną.
Kelsey wtuliła się we mnie, a ja nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu, obserwując jak spała. Wyglądała tak spokojnie; przez co jeszcze bardziej zabolało mnie to, co miało się wydarzyć jutro.
Sama myśl, że miałem zostawić ją samą w domu i rozprawić się z Lukiem sprawiała, że mój żołądek zaciskał się nieprzyjemnie. Nie mówienie jej o tym nie wydawało się dobre, ale w głębi serca wiedziałem, że nie mogłem jej tego powiedzieć. Jeśli bym to zrobił, Kelsey jedynie martwiłaby się i zastanawiała, czy wszystko ze mną w porządku.
Nie chciałem, żeby się o mnie martwiła. I tak już miała za dużo na głowie.
Obserwując jak śpi i jak jej klatka piersiowa powoli porusza się w dół i w górę pomyślałem, jak daleko zaszliśmy jako para.
Słowo „para” sprawiało, że chciało mi się śmiać.
Kto by pomyślał, że ja, Justin Bieber, znów będę w związku?
Na pewno nie ja.
Nie mogłem jednak narzekać. Nie mam pojęcia co bym zrobił, gdyby nie zjawiła się w moim życiu, tamtego dnia na imprezie.

To zabawne; wciąż pamiętam, kiedy po raz pierwszy ją zobaczyłem.

- Nieźle, skarbie. Szacunek za to, że tak szybko ci się to udało. Zazwyczaj dziewczyny nie wiedzą jak to zrobić. Jestem pod wrażeniem.

Byłem zaintrygowany sposobem, w jaki odznaczała się od wszystkich innych dziewczyn wokół. Ale zaczynało to słabnąć, kiedy wziąłem ją ze sobą po tym, jak widziała mnie z Parkerem. Prawdę mówiąc, nie mogłem jej znieść. Doprowadzała mnie do szaleństwa tak bardzo, że byłem w stanie ją udusić.

Tamtej nocy nie byłem w najlepszym humorze.

- Zamierzasz mi odpowiedzieć, czy ignorować jak idiotę? – syknąłem.

Nie obchodziło jej jednak to, co miałem do powiedzenia. Zawsze miała swoje zdanie.

- Dlaczego cię to obchodzi? – odpowiedziałem. – Nie jesteś moją pieprzoną matką.
- Cóż, ale mnie obchodzi i nic z tym nie możesz zrobić, więc zwyczajnie się z tym pogódź.

Westchnąłem.
- Wciąż jesteś zła za to, co powiedziałem wcześniej?
Kelsey potrząsnęła głową.
- Nie, przeszło mi już wieki temu.
- Więc chodź tu i połóż się koło mnie – mruknąłem.
Przygryzła wnętrze policzka i powoli podeszła do łóżka, kładąc się daleko ode mnie.
- Nie gryzę – mruknąłem, obejmując ją ramieniem i przyciągając do siebie.
Przygryzła wargę, a jej policzki zrobiły się czerwone.
- Jest mi przykro, wiesz.
- Wiem – westchnęła.

Czy chciałem to przyznać, czy nie,

John przybił ze mną piątkę, po czym usiadł na skraju łóżka.
- Co robisz?
Wzruszyłem ramionami.
- Obmyślam plan.
- Albo o niej myślisz.
Popatrzyłem na niego i zauważyłem uśmiech na jego twarzy.
- O czym ty mówisz?
- Dokładnie wiesz, o czym mówię. Reszta może być ślepa, ale ja nie jestem. Widzę wszystko, Bieber.
- O czym ty do cholery mówisz, O’Connor?
- O dziewczynie.
- Co z nią nie tak? – odwróciłem wzrok.
- Oh, więc teraz dokładnie wiesz, o kim mówię?
- Nie – odpowiedziałem. – To może być ktokolwiek, nie?
- Tak, ale tylko jedna dziewczyna przyszła ci na myśl, kiedy o tym powiedziałem, prawda?
- Kto? Masz na myśli Kaylę?
Potrząsnął głową.
- Ty i ja oboje wiemy, że nie chodzi mi o Kaylę – zatrzymał się. – Mówię o Kelsey.
- Co z tą suką? – odparłem.
- Lubisz ją.
Zaśmiałem się.
- Nie lubię nikogo, O’Connor, wiesz o tym – potrząsnąłem głową. – Nie bądź kutasem, stary.
- Nie graj głupiego, „stary”. Możesz pomieścić w sobie tylko trochę nienawiści, a Kelsey na pewno nie jest jej częścią. Ufasz jej.
- Nie ufam nikomu oprócz was. Nie ufam nawet własnej rodzinie.
- To osobna sprawa.
- Raczej nie.
- Nie ważne. To, co mam na myśli, to, że Kelsey coś dla ciebie znaczy.
- Nie – odpowiedziałem chcąc, żeby w końcu się zamknął.
- Dlatego zamiast przyjść tutaj, albo do nas, wolałeś pójść do Kelsey? – sarkazm przemawiał przez niego w każdym słowie. – Zrozum to. Ufasz jej. A fakt, że nie powiedziała o tym policji, jeszcze bardziej cię do niej przyciąga.
Nie odzywałem się ani słowem słuchając tego, co miał do powiedzenia.

Zależało mi na niej.
Zawsze było coś, co ciągnęło mnie do niej i nie pozwoliło mi pozwolić jej odejść.

Po kilku sekundach, Kelsey postanowiła przerwać ciszę.
- Czego ode mnie chcesz?
Odwróciłem się do niej.
- O co ci chodzi?
- Dobrze wiesz o co mi chodzi – podeszła do mnie. – Najpierw chcesz mnie zabić, potem mnie ratujesz a kiedy się kłócimy, zaczynasz mnie wyzywać. Potem przepraszasz. Tak się dzieje cały czas w kółko. A teraz to? – potrząsnęła głową. – Nie rozumiem tego. Coś chyba jest z tobą nie tak. Czego ode mnie chcesz? Co sprawi, że będziesz szczęśliwy? Huh? Chcesz, żebym odeszła? Żebym zostawiła cię w spokoju?
Wpatrywałem się w nią szeroko otwartymi oczami, a mój żołądek zacisnął się boleśnie.
- Nie – szepnąłem.
- Więc czego chcesz? Chcesz, żebym została?
Oblizałem usta, nie zdejmując z niej wzroku. Po kilku sekundach, potrząsnąłem głową.
- Nie.
- Więc o co chodzi?
Mój rozum mówił mi coś innego, a moje serce coś innego. Wziąłem głęboki oddech.
- Wiesz, czego chcę? – spytałem głośno.
Nie odezwała się ani słowem, wpatrując się we mnie.
Objąłem ją ramionami.
- Chcę ciebie – szepnąłem, po czym złączyłem nasze usta.

Kochałem ją. Ale nie miałem jaj, żeby to przyznać. Kiedy Luke ją zabrał – wszystko w mojej głowie kliknęło. Nie mogłem bez niej żyć.

Kiedy położę ręce na tym sukinsynie, zabiję go. Sprawię, że pożałuje, że kiedykolwiek ze mną zadarł.
Zaciskając dłonie na kierownicy, kontynuowałem jazdę.
Kiedy skręciłem w jedną z ulic, moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej.
Co, jeśli Luke ją skrzywdził? Co, jeśli ją dotknął?
Jęknąłem na tą myśl.
- Uspokój się stary – syknął John. – Musisz być skupiony, nie możesz sobie pozwalać na takie rozproszenie bo to cię dekoncentruje.
- Jak do cholery mam się uspokoić, jeśli nie wiem co on jej zrobił? Oni mogli ją już zabić! – krzyknąłem.

I kiedy słyszałem jak płakała tamtej nocy pod prysznicem, wiedziałem, że będę musiał ją chronić.

Uniosłem brwi widząc Kelsey wychodzącą z łazienki, z włosami upiętymi w niedbałego koka na czubku głowy. Nawet w takiej formie wyglądała pięknie.
Popatrzyłem na nią.
- Chodź tutaj – szepnąłem.
Przygryzła wargę, podchodząc do mnie.
Usiadłem na skraju łóżka, obejmując ją rękami w pasie i przyciągając do siebie.
- Wszystko w porządku? – szepnąłem.
Skinęła głową.
- Nie okłamuj mnie – mruknąłem, patrząc jej w oczy.
Odwróciła wzrok.
- Wszystko dobrze.
Pokiwałem głową.
- Coś cię boli?
Przygryzła wargę.
- Tak.
Pochyliłem się i przycisnąłem opuszki palców do jej ran na policzku i wzdłuż szyi.
Skrzywiła się.
- Przepraszam – szepnąłem.
Potrząsnęła głową.
- Nie masz za co.
- Popełniłem błąd…
- Oboje popełniliśmy błąd, Justin.
Ostrożnie przyłożyłem dłoń do jej policzka.
 - Powinienem powiedzieć ci prawdę o Jen.
- A ja nie powinnam wsiadać do tego auta – wzruszyła ramionami. – Nie możemy zmienić tego, co się już stało.
Pokiwałem głową.
- Żałuję, że nie udało mi się uratować cię wcześniej.
- Nawet gdybyś to zrobił to wiesz, że Luke znalazłby inny sposób, żeby mnie zranić – mruknęła.
Odwróciłem jej twarz tak, żeby na mnie patrzyła.
- On nigdy więcej cię nie zrani, rozumiesz mnie?
Skinęła.
- Dobrze, bo od tego czasu, nie mam zamiaru spuścić z siebie wzroku – zaśmiałem się lekko.
Uśmiechnęła się.
- Czy to obietnica?
- Oh.. obietnica. Tak.
Potrząsnęła głową, rumieniąc się.

Wtedy przełamałem się, żeby powiedzieć co do niej czuję.

Kelsey pochyliła się, złączając nasze usta, zanim wypowiedziała trzy słowa, których nigdy nie oczekiwałem od niej usłyszeć.
- Kocham cię.
Spojrzałem na nią szeroko otwartymi oczami.
- Ja.. um.. przepraszam… nie chciałam.. – zaczęła, ale przerwałem jej składając na jej ustach pocałunek, uciszając ją.
Odsunąłem się i uśmiechnąłem.
- Ja też cię kocham – odsunąłem jej z twarzy kosmyk włosów. – Bardzo.

Od tej pory mieliśmy swoje wzloty i upadki.

- Jaki jest twój problem?!
- Ty! – krzyknąłem, powodując, że kilka osób się odwróciło. – Ty jesteś moim problemem – syknąłem.
- Więc zostaw mnie w spokoju.
- Nie.
- Musisz nauczyć się kontroli nad sobą.
- A ty musisz nauczyć się szacunku do innych.
- Przejdź do rzeczy, Justin.
- Jesteś idiotką.
- A ty dupkiem.
- Wolę być dupkiem niż dziwką.
- Oh.. więc teraz jestem dziwką? A chciałeś rozmawiać o szacunku – zaśmiała się z sarkazmem, potrząsając głową. – Jesteś niewiarygodny.

- - -

- Justin – powiedziała Kelsey, dźgając mnie łokciem. – Twoja mama jest w kuchni.
- Więc?
- Więc.. nie czuję się komfortowo, kiedy jesteś do mnie przyklejony. To się nazywa przestrzeń osobista – odsunęła mnie.
- Dlaczego zachowujesz się teraz jak suka?
Kelsey zastygła w miejscu.
- Tylko żartowałem.
- Nie ważne, Justin. Po prostu idź dokończ oglądanie, dobra?
Westchnąłem, opuszczając ramiona.
- Dobra. Chodź, Jaxon – wskazałem dłonią wyjście.

- - -

- Jak to jest być w związku z tym tutaj? – spytał Marco, wskazując na mnie.
- Okej.. tak myślę.
- Okej? Tylko okej? Więc zakładam, że każdy raz kiedy cię zadowalałem, też był tylko okej?
Kelsey praktycznie zakrztusiła się śliną.
- Justin! – syknęła, uderzając mnie w klatkę piersiową.
Bruce praktycznie upuścił talerz z hamburgerami, który właśnie przygotował.
- Co?
Kelsey zacisnęła szczękę i potrząsnęła głową.
- Jesteś dupkiem.
- Kochasz mnie – uśmiechnąłem się.
- Nie – znów potrząsnęła głową, podnosząc się. – Wcale nie.
- Skarbie..
Uniosła rękę w górę.
- Odpuść sobie.
Odwróciła się gotowa do wyjścia, ale złapałem ją za rękę przyciągając do siebie.
- Przepraszam – mruknąłem jej do ucha, lekko ją całując.
- Odsuń się, Justin – ostrzegła.
- Przestań.. Kelsey. Nie zachowuj się tak.
- Powiedziałam, odsuń się. Teraz.
Westchnąłem i puściłem ją, robiąc krok w tył.
- Dziękuję – powiedziała Kelsey, wychodząc na zewnątrz.

Ale mimo tego zawsze znaleźliśmy sposób, żeby sobie wybaczyć.

- Kels?
Nie odezwała się ani słowem. Westchnąłem.
- Wciąż jesteś na mnie zła?
- Ty mi powiedz – mruknęła. – Przed chwilą powiedziałeś wszystkim, że „mnie zadowalałeś”. Wiesz, jak żenujące to było?
- Nie myślałem, okej? Zapomniałem, że dziewczyny się z tym kryją.
- Jak do cholery mogłeś zapomnieć?
- Nie wiem, okej? Po prostu żartowałem. Powinienem pomyśleć dwa razy, zanim otworzyłem usta.
- Nie, musisz się po prostu nauczyć używać mózgu.
Nie chcąc się dłużej kłócić, pokiwałem głową.
- Masz rację.
- To znaczy.. to cię nie zabije a.. Czekaj. Co powiedziałeś? – spojrzała na mnie.
- Powiedziałem.. – podszedłem do niej. – Że masz rację. Powinienem chociaż raz użyć mózgu.
Kelsey zwęziła oczy, patrząc na mnie.
- Jaki jest haczyk?
- Haczyk, jaki haczyk?
- Nie wiem. Tak zwyczajnie się ze mną zgodziłeś. To się zazwyczaj nie dzieje..
Zachichotałem.
- Cóż.. chyba jestem już zwyczajnie zmęczony kłótniami z tobą – złapałem ją za rękę i posadziłem sobie na kolanach. – Prawie cię straciłem. Nie chcę tracić czasu na sprzeczkach z tobą.
Pokiwała głową.
- Ja też nie.
- Więc uwierz mi, kiedy mówię, że mi przykro.
- To nie to, że ci nie wierzę. Po prostu nie lubię, jak się tak zachowujesz. To psuje cały humor.
Pochylając się, przycisnąłem swoje usta do jej.

Nie ważne jak bardzo próbowałem ją od siebie odsunąć..

- Justin.. – mruknęła Kelsey. – Proszę cię.. możemy to zrobić.
- Przestań. To koniec, Kelsey.
Potrząsnęła głową, a łzy zaczęły spływać jej po policzkach.
- Proszę…. Justin – złapała mnie za rękę. – Nie rób tego, proszę.
Odsunąłem się od niej potrząsając głową i odwróciłem się, zwyczajnie odchodząc.
- Justin… Proszę! Kocham cię!
Wsunąłem ręce w kieszenie, patrząc prosto przed siebie.
- Justin! – krzyknęła za mną. – Kocham cię!
Nie odwróciłem się ani na chwilę.

Zawsze znaleźliśmy do siebie powrotną drogę.

- Kocham cię – szepnęła.
- Kelsey.. Nie rób tego.
Kelsey przysunęła się do mnie bliżej.
- Powiedz to – mruknęła, przygryzając wargę.
Zamknąłem usta i wziąłem głęboki oddech.
- Ja… ja.. Też cię kocham.
Uśmiechnęła się lekko, stając na moich palcach i złączając nasze usta.
Obejmując moją twarz dłońmi, przyciągnęła mnie bliżej do siebie, a ja objąłem ją ramionami w pasie.
Przebiegając dłonią po moich włosach, Kelsey lekko pociągnęła za ich końce, przez co jęknąłem.
Odsunąłem się, złączając nasze czoła i biorąc głęboki oddech.
- Nie powinniśmy tego robić – szepnąłem.
- Nie miałeś nic przeciwko wcześniej, zanim się odsunąłeś – uśmiechnęła się.
Zaśmiałem się, oblizując usta i patrząc na nią.
- Kocham cię.. Wiesz o tym, prawda?
Pokiwała głową.
- Ja ciebie też – przygryzła wargę. – Nie ważne co się stanie, zawsze będę.

Kelsey owinęła ramię wokół mojego biodra, przyciskając twarz do mojej klatki piersiowej. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, patrząc na nią.
- On zapłaci za to, co ci zrobił – mruknąłem do niej. – Upewnię się, że poczuje wszystko to… co zrobił tobie.
Złożyłem pocałunek na czubku jej głowy i oparłem na niej podbródek, wzdychając.
- Mam tylko nadzieję, że nic złego się nie stanie.
Spojrzałem na zegarek widząc, że dochodzi północ. Westchnąłem, odsuwając się z uścisku Kelsey wiedząc, że będę musiał ją teraz zostawić. Przykryłem ją szczelnie kocem i pocałowałem w czoło.
- Kocham cię – szepnąłem, ostrożnie podchodząc w stronę okna. Jeszcze raz spojrzałem na Kelsey, po czym wyszedłem na zewnątrz.

____________________________________________________

Przepraszam, że tyle to trwało :)
@DameBieber